Sesja otwarta

Started by Thorinbur, August 03, 2010, 05:22:35 AM

Previous topic - Next topic

0 Members and 1 Guest are viewing this topic.

Thorinbur

Czekając i ustalając wszystkie szczegóły daleko nie zajdziemy tak więc myślę, że warto by już zacząć, a kto chce jeszcze dołączyć proszę bardzo. Zacznę dzień po stronie Na'vi Jak ktoś ma jakieś pytania czy komentarze, PM, Skype, gg, mail cokolwiek.



Wioska Na'vi - Dzień 0 poranek
  Nad Pandorą wstawał nowy dzień. Niby taki jak zwykle, ale od przyjazdu ludzi nieba żaden dzień nie był taki jak zwykle. Najbardziej dotknięty pojawieniem się ludzi został klan Omatikaya. Mając siedzibę najbliżej miejsca lądowania i bazy Hell's Gate to własnie oni nawiązali kontakt z ludźmi nieba. W chwili obecnej stosunki między obiema rasami są dość spokojne. Oczywiście spotkaniom towarzyszy nieufność i łatwo może dojść do nieprzyjemnego incydentu, ale jak na razie panuje pokój.
  Powstała nawet dość niedawno szkółka, w której Na'vi uczą się angielskiego. Jej założycielką jest Grace Augustine. Jedna z wielu naukowców pracujących w bazie, lecz jedna z niewielu która losy Na'vi przedkłada nawet nad losy rasy ludzkiej. Proponuje ona by zabrać do szkoły dzieci, które dużo szybciej uczyły by się języka, lecz póki co brak zaufania powstrzymywał Na'vi od zabrania dzieci do szkoły. Dziś miała się odbyć pierwsza lekcja z udziałem dzieci. Oznaczało to większe niż zwykle napięcie po stronie Na'vi. Część wojowników z klanu została oddelegowana do ochrony młodego pokolenia. Dowodzić nimi miał Tsu'Tey. Grupka dzieci była przygotowywana właśnie do wymarszu przez Tsu'Teya który przekazywał polecenia pozostałym wojownikom, oraz instruował dzici jak maają się zachować w razie niebezpieczeństwa. W tym czasie do Neytiri podeszła jej siostra, Silwanin.
<Ma tsmuke, nga kìyä ayoehu?>
 
Baza Hell's Gate - Dzień 0 poranek
  Grace Augustine siedziała jak zwykle poddenerwowana z papierosem w ręku w pokoju połączeń. Nikt nie był dość kompetentny by polecieć z nią do wioski Na'vi. Wiedziała że na Pandorę lecą specjalnie przeszkoleni ludzie, nowy rzut, problem w tym że jeszcze kilka lat będą w drodze. I pomimo tego że wolała by sama lecieć, zawsze kogoś jej przedzielili. A to oznaczało że zawsze musiała pilnować jakiego, (lub jakąś) idiotę ze spluwą. Według niej wprowadzało to tylko nerwowy nastrój i miała rację, ale nic nie dało się na to poradzić... Rozkazy z góry. Dzisiaj miała lecieć razem z Kendrą, co jeszcze bardziej ją denerwowało, gdyż była to jedna z tych osób dla której zmarnowano miliony dolarów na wyhodowanie Avatara, a którą trzeba zmuszać do zalogowania się. Według Grace marnowała ona tylko dobrą kapsułę. Ale ponownie to nie ona dobierała sobie ochronę, ochronę której nie potrzebowała. W każdym razie czekała teraz na Kendrę,a Grace nie lubi czekać, podobnie jak Na'vi, chociaż sama się o to prosiła przychodząc 10 minut wcześniej niż planowany moment spotkania. Teraz nie pozostawało jej nic innego jak czekać, non stop spoglądając na komunikator. W końcu nie wytrzymała, z listy kontaktów wybrała nazwisko Kendry i wcisnęła połącz, gdy tylko zniknął sygnał łączenia zapytała.
-Mam nadzieję, że pamiętasz o swoim dzisiejszym przydziale!



//Postacie których nie wplątałem w akcje mają wolną rękę.

oel kame futa oel kekame ke'u

Tireaniawtu

#1
Kedra Keller

    Kendra została obudzona dziś wcześnie rano. Co jak co ale ona jest osobą, która lubi się wyspać, więc nie była zbyt wesoła tego ranka. To miało się wkrótce zmienić. Ubrała się i już miała wychodzić, gdy coś wypadło jej z kieszeni. Była to niewielka zwinięta karteczka, na której były napisane słowa: Staw się natychmiast do laboratorium nr 003. - Znów te mózgi - pomyślała. Nieśpiesznym krokiem weszła do laboratorium.
-Jezu ona tu idzie. Dawać to, bo zaraz zginiemy. - krzyknął jeden z naukowców. Drzwi do pokoju rozsunęły się i grupka badaczy usłyszała:
-Jajogłowi oby to było warte mojego ruszenia się tutaj, bo jak nie to skopie wam tyłki i wracam spać. Gromadka odsunęła się od stołu, na którym leżała duża waliza z logiem Barrett Firearms. Kendra odruchowo podeszła do niej i otworzyła ją. To co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
-Skrócona lufa - zaczął mówić jeden z uczonych -Powiększony magazynek do 15 pocisków, Luneta z powiększeniem 8 - 64 razy, wzmocniony system redukcji odrzutu, lufa laserowo gwintowana, naboje przeciwpancerne ze zubożonym uranem, skuteczny zasięg nawet do 4km przy celności 99,99%.
-Jak wy to zrobiliście? Przecież to jest najlepszy karabin wyborowy jaki kiedykolwiek powstał we wszechświecie.
-Wiemy. Są tylko dwa ale... Dasz rade z niego korzystać tylko w ciele avatara. - W ciągu sekundy jej ekscytacja przerodziła się w zażenowanie.
-Niech was diabli wy jajogłowi... Dobra będę łazić w tym czymś. A drugie ale? - zapytała.
-To dzisiejszy rozkaz - Podał jej kartkę. Chwilę później cisnęła jakimś przedmiotem w szybę.
-Mówiłem, żeby montować tu kuloodporne szyby...? - szepnął jeden do drugiego. Kendra nic nie mówiąc zamknęła walizkę, wzięła ją i wyszła. Drzwi windy otworzyły się. Akurat dostała jakieś połączenie, więc odebrała.
-Mam nadzieję, że pamiętasz o swoim dzisiejszym przydziale! - rozłączyła się.
-Tak pamiętam.  - Usłyszała Grace zza pleców.
-Mam dla ciebie dobrą wiadomość - kontynuowała - Dziś pośpię razem z tobą. Powiedzmy, ze mieli argumenty - i pokazała na walizę.
Oe tsngawvìk tengkrr sirea ke lu pxan lerey livu.

Thorinbur

Grace Augustine
Grace była zaskoczona nagłym pojawieniem się Kendry za jej plecami, gdyż zazwyczaj ta nie stawiała się chętnie na kolejne logowania. Tym większe było jej zaskoczenie, gdyż dziś nie miało być tylko rutynowe połączenie, a eskorta do szkółki. Gdy tylko jednak się odwróciła wiedziała co spowodowało tak szybkie stawienie się na stanowisku i chęć połączenia. Czytelne logo Berrett Firearms od razu zdradzało zawartość niepokojąco dużej walizki którą Kendra wniosła ze sobą do labolatorium.
-Wiesz, że o ile dałaś radę podnieść walizkę z tą bronią to odrzut jaki generuje i rozmiar elementów nie pozwoli Ci z niej korzystać poza Avatarem. Co ja mówię, pewnie że wiesz.. Inaczej siedziała byś już na strzelnicy. - Grace zmusiła się do uśmiechu, po czym jej mina szybko wróciła do typowego poddenerwowania. - A teraz poważnie, oddaj walizkę doktorowi Brownowi, on ją przygotuje dla ciebie po połączeniu i włąź do kapsuły, nie mamy dużo czasu. Lecisz ze mną dziś do szkółki, więc nie chce żadnych numerów. Żadnego testowania broni, pobawisz się nią po powrocie, na poligonie, a nie w lesie wśród Na'vi. I pamiętaj że jak jesteś w ciele Avatara to ja wydaję rozkazy. No już! -Stwierdziła chłodno po czym sama podeszła do kapsuły i zaczęła wstępną konfiguracje połączenia.
oel kame futa oel kekame ke'u

Eltusiyu

#3
Neytiri

nìPolskxì
Czyjś głos wyrwał Neytiri z zamyślenia. Po chwili zrozumiała, że woła ją siostra.
<-Srane. Awnga Kä 'awsiteng ma tsmuke.>
Zapowiadał się emocjonujący dzień. Rozpoczęcie nauki przez młode pokolenie w Szkole Ludzi Nieba.
Wiedziała, że ten dzień będzie ważnym jeśli chodzi o relację Na'vi z Ludźmi Nieba.
Była zaniepokojona ale nie dała się ponieść emocją.
Ney obserswowała jak Tsu'tey zbiera podniecone dzieciaki, które biegały wszędzie.
Były bardzo zainteresowane pierwszym dniem w szkole.
Pozbierała swoje myśli oraz ruszyła  w kierunku siostry i pozostałych.

nìNa'vi
Tuteoyä Mokril Neytirit za'olärìp ta poeyä fpìlfya. Ney tìng mikyun tsa'uru a peyä tsmuke polltxe Neytiriyä tstxo.
<-Srane. Awnga Kä 'awsiteng ma tsmuke.>
Fìtrr larmam livu txantsana trr. 'ewan pongu sngä'i nivume mì Sawtuteyä Ftiatsenge.
Pol omerum  futa fìtrr tsun Tsaheyl sivi Na'viru hu Sawtute.
Po lolu keftxo slä ngeyä tì'efu ke fyawìntxu poru.
Neytiril tìng nari Tsu'teyur a starserìm evit pesu terul fratsengeru.
Ayfo lu  txana eltur tìtxen si 'awvea trrur mì ftiatsenge.
Pol starsolìm ngeyä sì'efut ulte kervä ne ngeyä tsmuke hu lapo.



Kxangangang! - Oeyä Pìlok leNa'vi

Previously called Kxrekorikus

Tireaniawtu

#4
Kendra Keller

    -Ma rację - pomyślała. Niestety nic nie mogła zrobić. Niechętnie oddała walizkę i powiedziała:
-Jeśli będzie choć jedna rysa... To ja zarysuję ciebie. - Na wszelki wypadek doktor delikatnie położył pojemnik na ziemi. Kendra podeszła do stanowiska położyła się i zasnęła. Następne co zobaczyła to drewniany dach i słońce świecące jej prosto w oczy.
-Jezu... Dajcie mi moje okulary. - Chwilę później ktoś jej je podał. Był to stary dobry wzór aviator.
-Od razu lepiej. - Włożyła oporządzenie, zjadła coś i poszła prosto do okienka gdzie wydawano broń.
-Przydział dla zadania nr 2396/44
-Już sprawdzam - Odpowiedział żołnierz. Wpisał coś w komputer i poszedł po broń. Kendra odwróciła się i zobaczyła, że z okna obserwuje ją Quartich. Kiwnęła głową na przywitanie, a on odpowiedział. Po chwili żołnierz wrócił i położył na blacie tylko jej nóż.
-Czy to jakiś żart!? - zapytała.
-Sprawdziłem dwa razy i taki jest przydział. - Kendra znów odwróciła się w stronę Quarticha i rozłożyła ręce na znak w stylu "niby co to ma być". Pułkownik wskazał na lądowisko, gdzie stał Samson, a w nim siedziała Grace i rozmawiała z pilotem. Kendra schowała nóż i poszła do statku. Gdy tylko wsiadła od razu krzyknęła do pilota:
-Stratuj już!
Oe tsngawvìk tengkrr sirea ke lu pxan lerey livu.

Kxamìl

#5
Preston Marlowe

Uczył się właśnie grać "Nothing Else Matters" na swojej ukochanej gitarze akustycznej. Przechodził właśnie do solówki, gdy nagle z megafonu dobiegły go słowa.
- Preston Marlowe proszony do gabinetu Parkera Selfridge'a. Powtarzam, Preston Marlowe proszony do gabinetu Parkera Selfridge'a. -
Pech chciał, że gdy komunikat się skończył Marlowe źle złapał stronę E1 i mu ona pękła.
- O rzesz w mordę. Akurat teraz jestem mu potrzebny. - wstał odłożył gitarę na miejsce i wyszedł ze swojego pokoju.
Na miejscu zauważył, że Selfridge rozmawia o czymś z Quarichem. Zapukał i wszedł do środka.
- O Preston. Witaj i siadaj. - powiedział Parker.
- Co szef chce od mojej osoby - zapytał się Preston
- Po pierwsze. Umyjesz zaraz podłogę przy laboratorium Grace. Znowu zaczęła mi wywody robić, że nie utrzymuję porządku w Hells Gate, a po drugie. Wiesz coś może o tajemniczym mężczyźnie który ciągle prześladuje Quaricha ? - zapytał się Selfridge
- Niestety szefie ale nic mi o nim nie wiadomo. -
- Nie gadaj głupot ! Wiem, że coś ukrywasz ! Jak zaraz tego nie powiesz to moi chłopcy porozmawiają sobie z tobą ! - wrzeszczał Quarich.
- Przykro mi ale jestem tylko zwykłym woźnym. Ludzie nie rozmawiają ze mną za często. Jednak jak się czegoś dowiem to powiadomię Was osobiście - odpowiedział Preston.
- Mi to wystarczy, a tobie Quarich ? - zapytał się Parker.
- Niech będzie. Tylko czy wart jest tego ? -
- Owszem jest. Można mu ufać i dotrzymuje obietnicy. -
- A więc dobrze. -
- Marlowe, jesteś już wolny - odpowiedział Selfridge
Preston wstał i pożegnał się z nimi. Gdy tylko zniknął im z oczu, pomyślał.
- ...., zaczęli coś węszyć. Na jakiś czas będzie trzeba zostawić Quaricha w spokoju. -
W czasie kończenia mycia podłogi zajrzał do laboratorium Grace. To co zobaczył w środku zdziwiło go trochę.
- Ooo. Widzę, że ktoś w końcu przekonał Kendre. -
Gdy skończył myć podłogę. Porozstawiał znaki ostrzegawcze i wszedł do laboratorium.
- Witaj Brown. Zostanę tu chwilę bo podłoga musi wyschnąć. -
- Witaj Preston. Dobrze. Nie krępuj się, usiądź gdzie chcesz. -
Preston słysząc to, usiadł obok Browna. I tak zaczęli ze sobą rozmawiać, a przerwali dopiero gdy Grace z Kendrą wrócili.


Pxen'tìl

Dzień zapowiadał się wspaniale. Gdy tylko wstał, od razu poszedł obudzić Ney'tiri oraz Silwanin. Jednak gdy przyszedł to ich nie było. Zmartwiony tym, że przespał śniadanie poszedł coś upolować. Gdy wziął łuk ze strzałami oraz nóż, usłyszał głos Ney'tiri. I w tedy zobaczył jak na dole zbiera się mała grupka dzieciaków. Więc zbiegł i podbiegł do niej. W oddali zobaczył Tsutey'a, Ney'tiri oraz Silwanin. Brakowało mu jedynie do pełnego towarzystwa Txepniäyu.
< Cześć wszystkim. Czemu dzieciaki się tutaj zebrały ? > spytał się Pxen'tìl
< Bo wyruszamy zaraz do szkółki Grace Agustine. Jeśli chcesz możesz iść z nami. > Odpowiedział Tsu'tey
< Wiecie może gdzie się Txepniäyu podział ? >
< Niestety nie. Pxen'tìl po co ci właściwie łuk ? > zapytała się Silwanin
< Chciałem pójść coś upolować bo głodny jestem, a sugerując po wysokości słońca to śniadanie dawno już było. Jednak pójdę z Wami. Przynajmniej odwiedzę Grace i jej zespół. >
Pobiegł więc odłożyć cały swój ekwipunek na miejsce. Jak wrócił do przyjaciół to wszyscy byli czymś zmartwieni.
< Hej. Co wam się stało ? >
Ke'u ngay ke lu, fra'u letsunslu lu.

Livu mì fpom.

Kredke

Kredke zapukał do gabinetu Parkera Selfridge'a. Trzymał w rękach sporej wielkości stertę dokumentów.
- Wejdź - odpowiedział głos z wnętrza gabinetu.
- Mam obiecane wyniki wstępnych badań z południa, wszystko jest w... - zaczął Ziemowit
- Przeczytanie tego potrwa lata a Ziemia chce pierwszych wyników natychmiast niemalże - przerwał Parker
- ...tych papierach, łącznie z streszczeniem - ciągnął Kredke - krótko mówiąc pustka.
- I opisanie tej pustki zajeło aż tyle? - Zdziwienie Parkera było aż nadto widoczne - to ile mi przyniesiesz jak coś znajdziesz?
- Mi też się nie podoba ilość papieru do wypełnienia, ale to nie jest w mojej gestii, formę prezentowania wyników narzuca mi RDA - Kredke wysilił się na wyjątkowo długa ja na niego wypowiedź - dodatkowo są tu też moje podania o przyznanie dostępu do zdjęć z satelity, oraz śmigłowca.
- To wszystko? Jeśli tak to możesz odejść. Podania rozpatrzę po przeczytaniu aktualnych wyników.
- To wszystko
Pożegnał się, wstał i wyszedł z gabinetu. Idąc korytarzami wyjął dość duży kieł znaleziony wcześniej na południu.
- Muszę się dowiedzieć do kogo należał - pomyślał skręcając w kierunku laboratorium.




Luke, ipse sum pater tuus!

Thorinbur

Tsu'tey
Kehe, Pxen'tìl, ayoe ke lu keftxo. Nga lu tìkxey.
Oznajmił Pxen'tìlowi.
Ayoe nì'aw lu nari sawni.
Po czym obrócił się do dzieci.
Ma eveng! Awnga kivä!
Kiwnął na dorosych eskortujących i ruszył spokojnym krokiem przez las...

Grace Augustine
Gdy Kendra zdenerwowana wskoczyła do śmigłowca Grace wiedziała że prze jej nerwach i charakterze ograniczenie jej do noża było dobrym pomysłem, choć trochę żałowała że tak ją zdenerwowała. Miała jednak pewność że o ile Kendra jest impulsywna tak na pewno nie jest głupia. Mimo to nigdy nie przepadała za żołnierzykami z eskorty. Lecz to rozkazy z góry. Dała znać pilotowi że może startować, ponieważ ten zignorował rozkaz Kendry. Doktor Augustin nic nie powiedziała tylko przypieła pas i zaczeła wyglądac przez otwarty bok helikoptera na pojawiającą się panoramę pandory. 
oel kame futa oel kekame ke'u

Terìran Tawka

Täpkxew

Czekając wśród małych dzieci na wyruszenie do szkoły, Täpkxew czuł się trochę nieswojo. Starsi niż on mogli uczyć się u ludzi nieba już od jakiegoś czasu. On jak zawsze był zbyt młody. Popatrzył się na Tsu'teya. Zawsze go podziwiał, ale i się go bał. Był zimny i nieustępliwy. Prawdziwy przywódca. Wiedział też że przez sam fakt znajdowania się w grupie dzieci będzie w jego oczach dzieckiem, nie myśliwym. Westchnął. Od początku zdawał sobie sprawę że pójście do szkoły nie przybliży go do stania się prawdziwym myśliwym, ale nie mógłby siedzieć w kelutral wiedząc że mógł być u ludzi nieba. Chciał chociaż wziąć łuk, ale rodzice mu nie pozwolili. Dobrze że ma chociaż nóż. Będzie wyglądał na kogoś pomiędzy... kim w sumie był. Ehh, oby ludzie nieba byli tego warci.

Do grupy podszedł Pxen'tìl. Z łukiem, jakże by inaczej. Ha, Silwanin kazała mu go odłożyć! Może nie będzie tak źle, w końcu już nie jest najstarszy nie-z-ochrony... Täpkxew znów zerknął na Tsu'teya. Oczywiście nic. Równie dobrze mógłby iść na krwawą wojnę lub na ryby. Hmm, olo'eyktan chyba nie chodzi na ryby. Uciekł oczami gdy Tsu'tey przeleciał wzrokiem po grupce. Pxasìk! Kiedy w końcu ruszą! Po chwili wrócił Pxen'tìl. Bez łuku. Zapytał się co się stało i dla czego wszyscy są poważni. Ha! Przecież idziemy do krwiożerczych ludzi nieba, nawet ja to wiem! O, no właśnie, Tsu'tey powiedział to samo. Tylko innymi słowami, ale na to wychodzi.

Ma eveng! Awnga kivä! - Tsu'tey w końcu rzucił rozkaz do wyjścia. Täpkxew uśmiechnął się szeroko, ale zaraz przypomniał sobie o Tsu'teyu... Zaryzykował szybki rzut okiem. Chyba nie widział. Zadowolony z siebie, Täpkxew ruszył przed siebie.
You are not on Pandora anymore. You are on Earth, ladies and gentlemen.
pamrel si nìna'vi ro [email protected] :)

Eltusiyu

#9
NEYTIRI

Netiri patrzyła jak grupka zebranych Na'vi zaczyna się przemieszczać.
Miała co do tego mieszane uczucia ale zapał ze strony dzieci ją uspokoił. Wiedziała, że Ludzie Nieba nie zrobią nic głupiego, gdyż oznaczałoby to wojnę.

Była zestresowana jak większość tu obecnych, więc dała znać Tsu'teyowi i Sylwanin, że będzie się trzymać na końcu grupy. Zgodzili się bez zastanowienia. W końcu ktoś musiał pilnować tyłów.

Idąc przez las, przeszli spory kawałek. Spojrzała na niebo. Pozycja słońca, które było ledwo widać przez wszechobecną roślinność,i wywnioskowała, że zbliża się południe.

Po chwili zobaczyła, że grupka stoi. Zaniepokojona podeszła naprzód, żeby sprawdzić co się stało.
Gdy była już na początku grupy zobaczyła w oddali chatkę a obok niej Grace.

<Fìkelkutsyìpìri ftiatsenge lu.> pomyślała.
Podeszła do Tsu'teya i zawołała <Ma Tsu'tey, kempe si awnga?>


Kxangangang! - Oeyä Pìlok leNa'vi

Previously called Kxrekorikus

Tireaniawtu

Kendra Keller

     -Nareszcie - pomyślała widząc tubylców. -Królewno! Twoje małpki już są! - Krzyknęła do Grace. Ta podeszło do grupy i zamieniła kilka słów z kimś i wszyscy postanowili wejść do środka. Kendra od kilkunastu minut obserwowała korony drzew. Zauważyła, że coś tam jest, ale nie wiedziała co. Weszła do chatki razem z resztą. Prze pierwsze 20 minut słuchała Grace, lecz powoli traciła cierpliwość Wszyscy dorośli gapili się na nią. W końcu postanowiła wyjść. Chciała wyciągnąć nóż. Zdążyła złapać za rękojeść, a wszystkie łuki zostały wycelowane w jej osobę. Grace miała oczy jakby chciała żywcem spalić Kendrę. Ta powoli wyciągnęła broń dwoma palcami i położyła na parapecie. Drzwi zatrzasnęły się. -Jeszcze trochę i zwariuję. Za jakie grzechy dostałam tu przydział. - Zastanawiała się. Nagle usłyszała jak coś schodzi z drzewa w szybkim tempie. W spokoju siedziała na schodkach. Z krzaków wyszedł... inny Na'vi. Wciąż w ciszy zmierzyła go wzrokiem, a on ją. Postanowił wrócić do lasu. Gdy Kendra wstała, tuż obok niej wylądowała strzała. Miała na końcu kawałki plastiku. Na jednym z nich było coś napisane. Wyciągnęła ją i wróciła do środka. Postanowiła nie wychodzić i czekała, aż zajęcia się skończą.

Txepniäyu

     Pierwszy raz widział innego chodzącego we śnie poza Grace. Nie znał jej imienia, ale zauważył, że jest w niej coś co miał dotychczas tylko on. Pewna cecha, bądź uczucie. Nie potrafił określić dokładnie co to jest. Idąc przez las zastanawiał się co to może być. Wrócił na soje miejsce na drzewie, wciąż nie znając odpowiedzi. Odłożył tę sprawę na później i postanowił zrobić kilka strzał. Błąkał się więc tu i tam szukając materiałów.
Oe tsngawvìk tengkrr sirea ke lu pxan lerey livu.